środa, 13 stycznia 2010

Wesele się


Australijczycy to w większości chrześcijanie, ale nie wielu z nich to katolicy, a już na pewno nikt praktykujący. Tu praktykuję się pełne portfele, szybkie samochody i domy z basenem.

Wesley jest jednak katolikiem, a jego wybranka Mellissa przeszła dla niego na katolicyzm ażeby mogli wziąć ślub w kościele katolickim(piękny przykład). W ten sposób doszło do pewnego kompromisu i np. nie było żadnych religijnych pieśni podczas mszy(leciały jakieś pop'owe piosenki nawiązujące do okazji), a zaraz po wyjściu z kościoła przywitano mnie schłodzoną Coronką prosto z Meksyku, ale bez świńskiej grypy.

Wesele odbyło się w Winiarni poza miastem. Zespół grający Salse, ale o dziwo nie cały czas tylko przez jakieś 3 godziny pod koniec imprezy. Jedzenie też nie tak jak w Polsce bez ograniczeń i do granic możliwości żołądka tylko jedno główne danie i jakieś tam przekąski. Wszystko zrobione na bogato i bardzo elegancko. Zamiast wódki dla mężczyzn Coronki z cytrynką przez cały wieczór i tu całe szczęście bez limitów. Jedną z najważniejszych części wesela są przemówienia, które wygłasza rodzeństwo, rodzice i świadkowie państwa młodych. Jest tu pewnego rodzaju konkurencja, każdy stara się być fajniejszy', mieć więcej dowcipów itd., wiem że ściągam ten element do Polski bo był to absolutny król imprezy. Upiwszy się piwkami koło 21szej wskoczyłem na parkiet, uczestniczyłem w ciuchci, przybijałem piąteczki kolegom Wesa, którzy pamiętali mnie z wieczoru kawalerskiego i wołali "Ej Polski, Legend!". Impreza trwała do 23 i można było jechać busem do kasyna albo wracać do domu. Ja świadom tego, że zaczynam pracę o 6.30rano miałem zamiar wrócić do domu, ale dowiedziawszy się że, w Burswood mamy zarezerwowany blue Vip Room w Intercontinentalu nie mogłem tam nie pojechać. W ten oto sposób byłem tam gdzie pewnie bawią się Britney Spears, Kanye West czy Black Eyed Peas jak są w Perth. O ironio przecież jeszcze kilka dni temu zachwycałem się tym hotelem. No i było fajnie, niebieski pokój z ciekawą tapetą, plazmami na ścianach, piwem za 10dolarów i szampanami za 500 i więcej. Wróciłem przed 3cią, wstałem o 5.30 i pojechałem do pracy. Nie był to mój najlepszy dzień w pracy.

Generalnie wole Polskie wesela z Polską wódką i trwające do białego rana, a raczej do póty do póki ostatni zawodnik nie padnie na parkiecie. Mimo to było super i z chęcią poszedłbym jeszcze raz, a nawet dwa, trzy i cztery.



Niebieski Vip Room


Parkiet!


Stoliczko

1 komentarz: