piątek, 31 lipca 2009

Sukces naprawdę chodzi w czarnych butach do szpica

Mam 10.52, niedawno wróciłem z kolejnego spotkania w sprawie pracy. W czwartek dzień próbny! Boom Ba Yeaa! Jak dobrze pójdzie to będę pracował w Dome Cafe. Prawdo podobnie będę stawiał numerki na stolikach albo pomagał w kuchni. Tak czy owak jest bajecznie. Nieco bliżej niż na stadion i jest to dość ekskluzywne miejsce. Nie mogę się jednak za bardzo cieszyć bo dzień próbny dopiero przede mną.

Postanowiliśmy z Georgem, że pójdziemy i kupimy lottery ticket za 6$AU na spółkę i jak zgarniemy 20mlnAU$ to się podzielimy. Oboje mieliśmy szczęście w tym tygodniu. George również znalazł pracę(szukał tylko dorywczej bo jest już na emeryturze). W poniedziałek będzie się opiekował przez 4 godziny 40letnim mężczyzną z zespołem downa i idą sobie razem na basen.

Australijczycy to mili ludzie. Jak wracałem ze spotkania i szedłem przez osiedle to jakiś chłopak na rowerze powiedział mi cześć i kiwnął głową. Kilkaset metrów dalej, nieco bliżej mojego domu jeden z Australijczyków pracujących w ogródku również powiedział cześć i życzył miłego dnia. Nie wspomnę już o kierowcach autobusów którzy zawsze mówią "dzień dobry" oraz "dowidzenia" i pytają "how are you". Oj oj jak wrócę do Polski i powiem do kierowcy 129 dzień dobry to pewnie pomyśli że jestem ciężko chory ;).

Zaraz może wyruszę z Georgem na jakiś krótki rowerowy trip żeby rozruszać kości. Wracamy do gry! Jest nadzieja, że za tydzien wybiorę się do Amber Club na AC Slater'a!

Sukces chodzi w czarnych butach do szpica


Dziś piękna pogoda, ponad 20stopni. Chcę się żyć. Pisze sobię na żywo z mojego ogródka.

Wczoraj dostałem swoją pierwszą pracę w Australii. Będę pracował 5-6h tygodniowo sprzedając jedzenie na stadionie podczas meczów futbolu, a potem gdy sezon dobiegnie końca, piłki nożnej. Lepszy rydz niż nic. Chociaż odbije się od dna i zacznę iść w stronę światełka w tunelu. 17.94$AU na godzinę, zawsze coś!

Na TAFE(mojej uczelni) spokojnie i bez szaleństw. Jeszcze nie mam wszystkich książek ale jakoś sobie daję radę. Lekcje czasem nudne, czasem ciekawe. Ogólnie dużo myślę :). W liceum 80% czasu czytałem gazetę albo leżałem na ławce. Tutaj nie ma takiej opcji, mam 20h lekcji tygodniowo i przez te 20h tygodniowo naprawdę uważam. Co to się podziało dzisiaj....

Oto dziś dzień krwi i chwały oby dniem wskrzeszenia był! Jutro mam drugą rozmowę kwalifikacyjną w kawiarni. Nie ukrywam, że strasznie będę się cieszył jak się uda bo będę mógł porzucić stadion do którego dojeżdżam 45 minut i przenieść się do dość renomowanej kawiarenki na osiedlu gdzie będę pracował w normalnym wymiarze pracy (20h/tygodniowo). Oby oby, jak nie to trudno będę musiał szukać dalej! Bill Gates też nie miał łatwo.

Gospodarka Australijska powoli zaczyna nabierać tempa więc może za kilka miesięcy będzie więcej pracy. Problem polegał na tym, że kilka/kilkanaście miesięcy temu poupadały kopalnie na północy kraju. Temperatura wynosi tam 40C i więcej, dlatego kto tam pracował kroił naprawdę ciężki hajs i zarabiał setki tysięcy dolarów rocznie. Dzięki temu jego rodzinka w środkowej i południowej Australii nie musiała pracować, zaś z przyjemnością wydawała zarobione przez Głowę rodziny pieniądze. I tak gospodarka sobie hulała pięknie przez kilka lat. Podobno rok temu każdy sklep, każda kawiarenka miała wywieszoną karteczkę, że szuka kogoś na pół etatu. Australijczycy nie byli zainteresowani pracą za 20-25/AU$ więc pracowali murzyni z Polski i inni zagraniczni goście. W każdym razie tydzień temu kopalnie z północy znowu zaczęły szukać pracowników,a giełda od kilkunastu dni pnie się do góry. Jest dobry znak!

Idę dalej czekać na lato! Heigh ho!

sobota, 25 lipca 2009

Czekam na lato

Czekam na lato. 15-20C w dzień i 1-4C w nocy mnie nie urządza. To dla mnie stanowczo za zimno. Niestety poprawa pogody nastąpi dopiero w okolicach września więc muszę jakoś przetrwać. Dziś mam w planach naukę, może zrobię już wszystko co mam na piątek, a potem poszukam pracy na seek.com.au i gumtree. George z Diana pojechali gdzieś na spacer. Chcieli mnie zabrać do nadmorskiej miejscowości Freemantle, ale wybrałem naukę.
Freemantle jak powiedział mi George jest miastem hipisów. Znajduję się tam jedna z najlepszych plaży w Perth, więc można tu spotkać głównie młodych ludzi(no może nie w zimie). Oprócz tego można znaleźć tu też starą jak na Australie architekturę bo liczącą około 200 lat. W Australii za posiadanie marihuany można dostać co najwyżej mandat(w Polsce podobno też zmieniają w ciągu najbliższych tygodni przepisy i posiadanie małej ilości nie będzie karane) dlatego jest tutaj dość popularna.

Wczoraj byłem spotkać się z jednym z kuzynów który chwilowo przebywa w Perth na urlopie, a normalnie pracuję jako agent federalny w Tasmani. Spotkaliśmy się w domu jego kolegi gdzie wszyscy oglądali futbollowe derby między West Coast Eagles a Freemantle Dockers i pili piwka. Potem miałbyć grill niestety nie doczekałem. Większość ludzi w wieku 35 lat, jedna dziewczyna mająca 20 i 35letniego chłopaka.
Szczerze byłem zaskoczony, zazwyczaj się mówi że Australijczycy to konserwatyści. Tymczasem w wieku 35 lat wiele osób nie jest ustatkowanych, wynajmuje mieszkanie, nie ma dzieci itd. Zamiast tego chodzi sobie na imprezy, grilluje, pije piwka, ma dobry samchód, zwiedza Europę itd.

No cóż, czas do pracy!

piątek, 24 lipca 2009

Się ma szczęście

Się ma internet z ograniczonym transferem i się o tym nie wie to trzeba potem płacić 800AU$ za dodatkowe MegaBajty. Proszę nie mówcie mi już, że mam szczęście. Shit happens. Nie chcę nawet tego komentować.

Wspomnie dziś coś niecoś o mojej klasie. Na pierwszej lekcji dyskretnie spisywałem z jakich krajów pochodzą moi klasowi koledzy. Tak, więc zasiadam we wspólnej ławie z obywatelami: Kenji, Pakistanu(mój mate), Zimbabwe, Coco Islands, RPA, Hiszpani, Chin, Nepalu, Thailandi, Malezji, Indi, Francji, Vietnamu, Indonezji.
Zasypia się wszędzie. Dziś o 8.00am na pierwszej lekcji punktualnie była połowa klasy. Reszta doszła po 15-60 minutach. Ostatni wszedł Francuz (z pochodzenia Albańczyk, który ukończył High School w Niemczech). Widać, że chłopak niczym się nie spina, ale jest strasznie inteligentny.
Z damską częścią klasy rozmawiam raczej mało. Może trochę z dziewczyną z RPA. Jest ona dość dużych gabarytów, do tego lubi piec. Oprócz tego jest strasznie miła, zawsze uśmiechnięta.

Póki co trzymam się z moim ziomkiem Kelashem - Pakistańczykiem. Specyficzny gość, ale dzwoni do mnie wieczorami i pyta sie co słychać. On pomaga mi z pisaniem po angielsku, a ja rozkminiam za niego rachunkowość(tak tak, rozkminiam za niego rachunkowość).Oprócz tego czasem pogadam z kolegami z Afryki. Jeden z Zimbabwe wygląda jakby był z Londynu, ma same markowe ciuchy i zegarek więcej wart niż moje życie.
Zabawne jest to że faceci są tacy jacy być powinni. Po każdej lekcji każdy się śmieje i mówi że nic nie rozumie. Nie ma żadnego żyjącego w izolacji czy z ponad przeciętnym zapałem do pracy. Dziś Hiszpańczyk po przerwie w czasie lekcji bookeepingu(straszny chaos, nie wszystkie komputery w pełni działające itd.) poszedł do domu. Ślad po nim zaginął(zapewne do poniedziałku). Wspomne tylko że obecności są tutaj strasznie przestrzegane, trzeba mieć 100% albo zaświadczenie od lekarza. Inaczej baj baj Visa, go home.

Tak czy owak - Viva Espanya! :)

czwartek, 23 lipca 2009

Hej ho(heigh ho!)


Hej ho, hej ho
Do pracy by się szło.
Hej ho, hej ho,
Do pracy by się szło.

Tak śpiewały krasnoludki z bajki o królewnie śnieżce. Chciałbym być na ich miejscu i móc tak śpiewać każdego dnia, niestety nie mogę gdyż dalej nie mam pracy. Wczoraj usłyszałem że mój school mate - pakistańczyk znalazł ją i szukał tylko kilka dni. Dostałem szału. Jego CV to była bajka, zupełnie jak krasnoludki i królewna śnieżka. Dostał pracę jako pomoc kuchenna, w CV napisał, że miał doświadczenie którego oczywiście nie miał. Przygotował sobie kilka wersji CV, każde odpowiednie do znalezienia innego rodzaju pracy. This is how they do! Od dziś zacząłem robić to samo, gdyż najwyższa pora zarobić trochę Australijskich pesso.

W szkole jest w porządku. Pierwszego dnia się trochę przestraszyłem, ale w domu okazało się że wszystko było banalnie proste. Przez pół dnia następnych zajęć mogłem sobie siedzieć wyluzowany. Niestety w środowe popołudnie nadszedł czas na co nieco prawa Australijskiego i tutejszego systemu podatkowego. Książka którą zakupiłem kosztowała jedyne 63AU$ i jest napisana takim językiem że nie wiem czy to chiński czy pakistański. Całe szczęście mój school mate pakistańczyk i reszta klasy łapie chyba jeszcze mniej niż ja i do tego mają problem z matematyką którego ja po trzech latach nauki z Pania mgr. Lech nie mam. Jeżeli ukończę ten semestr i uzyskam Certificate III in Financial Service(Accounting) będę naprawdę z siebie dumny, a jeżeli nie to i tak nikomu nie powiem i wszyscy będziecie mogli być dalej ze mnie dumni (ha ha) :).

Teoretycznie nie mam czasu teraz pisać, ale dochodzę do wniosku że w jakiś sposób mnie to rozwija. Skoro jestem tumanem i napisałem podstawowy polski na 54% ( ok, ok żeby nie było wyzwisk to WOS roz. po tygodniu nauki napisałem na 76%, a Ang roz. bez nauki na 85%) to coś będę się starał skrobać co kilka dni.

Pogoda jest beznadziejna, Od poniedziałku pada non stop i jutro też będzie padać. Piątkowe zajęcia zaczynam od 8:00, a kończę o 16:00(z godzinną przerwą pośrodku).
Najdłuższy dzień ze wszystkich, ale chyba będzie luzik bo w piątki tylko ćwiczenia na komputerach. Zapewne jakiś excel, jakiś wordzik, jakiś excel i jeszcze raz jakiś excel.

Dziś pojechałem do Polskiego centrum. Sympatyczne małe biuro z wielkim godłem naszego kraju nad wejściem. Obok biura kościół, a obok kościoła plebania. Niestety centrum raczej zasilają seniorzy, ale podobno młodych ludzi mogę spotkać w niedziele o 9.30am w kościele. Gdyby nie to że jadę tam 40 minut samochodem to pewnie bym wpadł. Pani informująca mnie o tym zaznaczyła że kościoły nie są takie jak w Polsce i żebym sobie nic nie myślał. Powiedziała że tu księża dają komunie jak ktoś ma dziecko "z kimś tam". Nie wiem czy wyglądam jak ten który ma dziecko z "kimś tam" czy po prostu chciała żebym czuł się bardziej komfortowo... W każdym razie w Australii nie ma wiele katolickich kościołów. Wszędzie protestanckie tudzież jakieś śmieszne i lepiej mi nie znane pałacyki.

Dziś w loterii było do wygrania 50mln AU$, nie wygrałem ale przez chwilę marzyłem na co bym to wydał. Miła zabawa, gorąco polecam - zwłaszcza jeżeli jesteście na drugim końcu świata i czujecie się czasem trochę samotnie.

Co do pytań, sugestii:
1. La Roux - In for the kill - słuchałem, a w remixie skreama jest oh ah, miód, delicje.
2. Spoko, wiem że w końcu znajdę pracę. Prawda jest taka, że nie mam doświadczenia w hardcorowym szukaniu pracy. Nikt mi nie mówi - "idź tu bo dobrze płacą i kogoś szukają", albo "pracowałem tam, powiedz że mnie znasz". Do tego musiałem pisać CV w języku angielskim i tak śmigam od drzwi do drzwi i zostawiam moje Resume(CV - przyp. red.) lub w środy i soboty patrzę na ogłoszenia w gazecie. Do tego żeby naprzykład pracować w barze albo sprzedawać alkohol musisz mieć ukończony kurs RSA, który kosztuje 100AU$ i robi się go w jeden dzień. Tylko z kąd na samym początku wziąźć 100 AU$... Żeby zaś pracować w hotelarstwie trzeba albo zrobić turystyke na Uniwersytecie, albo ukończyć hotelarstwo w collegu. W Polsce pewnie nigdy bym tego nie przeżył, a bynajmniej nie przed 20stką :). Zawsze jakieś nowe doświadczenie!

Heigh ho!

poniedziałek, 20 lipca 2009

Busy time have come!

No tak, dziś się załamałem. Na zajęciach przez 6 godzin mówili do mnie po angielsku o inflacji, gospodarce, rządzie, podatkach itd. Straszne, jeszcze nie doszełem do siebie. Chwilowo pewnie zwolnię z pisaniem bloga, zwłaszcza że jak niedługo nie znajdę pracy to na prawdę będę w nieciekawej sytuacji. Podręczniki kosztuja ponad 100AU$, a póki co nie chce zamieniać więcej złotówek na Australijskie zielone(i plastikowe).

Co do żużlu to nawet nie wspomnieli o tym w wiadomościach i gdyby nie onet to nie wiedziałbym że Australijczycy biorą w czymś takim udział. Cały czas tylko Australijski football, golf, krykiet no i tennis.

Jest strasznie zimno, do piątku będzie padać i dopiero w weekend trochę słońca. Ah ta zima, fu fu fu! Właśnie przepisuje notatki z wykładów żeby lepiej zapamiętać. Swoją drogą zbratałem się dzisiaj z pakistańczykiem, siedzi obok mnie w ławce(mamy trzy osobowe, a ja jestem z brzegu). Zapowiada się pierwszy Australijski mate(kolega - przyp. red.)!

niedziela, 19 lipca 2009

To jest moc!!!

CORNELIUS from borntofilm on Vimeo.



Me serce krwawi. 4 lipca grali w Perth, niestety jak już przyjechałem bilety dawno byly SOLD OUT!

sobota, 18 lipca 2009

Ostatni dzień wakacji


To już ostatnia wolna niedziela, od jutra pierwszy dzień zajęć, a także pierwszy dzień od którego legalnie mogę zacząć pracę (ale jej nie zaczynam bo jej nie znalazłem :D). Pierwsza większa przerwa dopiero 25 września.
W tym tygodniu codziennie będzie padać, ale liczę że dzięki mega beznadziejnej pogodzie teraz, we wrześniu zacznie się już robić na prawdę ciepło. Troche ostatnio się wydarzyło, generalnie dużo złych rzeczy, ale cóż lajf aint easy!
Kilka dni temu zacząłem regularnie ćwiczyć na mojej mini siłowni, a w sumie od czasów operacji kolana poza skreczowaniem nie robiłem kompletnie nic. Także wracam do formy i za kilka miesięcy będę wyglądał jak Tomasz :).

Afronci

Afronci napisali news na swojej stronie. Święta racja, każdy powinien chcieć mieć takich przyjaciół jakich ja mam. Zapraszam na strone

piątek, 17 lipca 2009

I said I bet that you look good on the dance floor


Uh! Waśnie wróciłem do domu z imprezy. Australijskie piwka mnie zabiły. Tańczyłem do Drumnbase'ow więc był szał :).
Wczoraj z Wesem poszliśmy do najbliższego klubu w okolicy gdzie czekał na nas jego kolega. Byłem zaskoczony frekwencją, rzadko kiedy w Polsce w czwartek jest mało miejsca w pubie czy klubie. Dużo osób oglądało krykiet(już chyba 5ty dzień trwa historyczny mecz pomiędzy Australią i Anglią, który rozgrywają bodajże od 1906 roku), ale było też trochę okupujących dancefloor. Było całkiem miło, 6 piwek zmiotło mnie z powierzchni, a na noc zostawałem u kuzyna. Za tydzień atakujemy centrum poszukać dubstepów!

Co do pytań, to nie ma tu wielu otyłych ludzi. Wręcz przeciwnie, wszyscy fit and beauty. Masa siłowni, pól golfowych, basenów, ogromnych hal z boiskami do piłki nożnej czy krykieta, wielkie boiska przy każdej szkole. Podobno każdy facet ma sześciopak :D. Nie ma takich bardzo otyłych ludzi jak w Stanach, a jeżeli się już takiego spotka to jest to właśnie amerykański turysta. Azjaci najczęściej jedzą w fastfoodach, a z ich przemianą materii nie da się być otyłym.



czwartek, 16 lipca 2009

Orientation day.


Dziś miałem pierwszy dzień w collegu. Pokaz slajdów, prezentacje, oprowadzanie po uczelni, rozdawanie ulotek, załatwianie karty autobusowej, podanie planu lekcji itd(etc!). Oprócz tego wykłady policjanta, pani psycholog, managera od 'international students'. Był nawet catering, w postaci batonika, wody i bułki z subway'a dla każdego.
Zamieniłem kilka słów z ludźmi z grupy. Pierwsza była 30 letnia kobieta urodzona w Kazachstanie, mieszkająca w Rosji, przebywająca od 2 lat w Australii i mająca męża Polaka. Uh. Gadka szmatka, skoro tu jest od dwóch lat to najwidoczniej Borat sprawił, że Kazachstan urósł w siłę!
Następnie zamieniłem 3słowa z pół holenderką, pół Malezyjką(?).
W największą dyskusje, która doprowadziła do wspólnego posiłku wdałem się z Kenijczykiem :D. Polubił mnie pewnie dlatego bo mówiłem cały czas "OK", "Yes" itd. Momentami nie wiedziałem czy mówi po angielsku czy w języku ojczystym. Doszło do tego, że później poszliśmy razem załatwić kartę autobusową i wymieniliśmy się numerami.
TAFE wygląda ładnie. Budynek nie jest brand' new, ale jest przytulnie. Biblioteka, mała siłownia. Większość ludzi to Azjaci i Hindusi, mało białych twarzy.
Plan lekcji jest w porządku. 20h tygodniowo, zajęcia w pon, sr, pt. Jeżeli znajdę prace w najbliższym czasie to będzie super ekstra. Teraz zmykam pod prysznic i czekam na Wesleya(kuzyna) i uderzamy dziś na miasto. Wes jest nauczycielem, ma kolegów którzy też kształcą się na nauczycieli,a że teraz mają wakacje na uczelni to piją i grają na Xboxie.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Tak sie tu je!


To jest mój lunch. Jajecznica, bekon, tosty. Królewsko.



Przed wczoraj pierwszy raz wykąpałem się w oceanie. Woda zimna i słona. Byłem jedynym kąpiącym się gdyż jest zima. Podobno tylko Anglicy wchodzą w zimie do wody(teraz polacy też! :D). Ale brrr, złapałem przez to lekki katar. Do lata moja noga już nie będzie mokra i słona(jednocześnie).




Moja rodzina do Australii przypłynęła na statku "Anna Salen". Jan Druzkowski to brat mojego dziadka od strony taty. Gdyby był to mój dziadek to pewnie prowadziłbym życie serfera i woził się czarną mazdą albo mitsubishi lancer. Jakby nie patrzeć i tak narzekać nie mogę :). Z tego co wiem moja rodzina na początku miała bardzo ciężko. Jan najpierw pracował w bushu wycinając lasy, a potem w jakiejś fabryce by emeryturę spędzić na małej farmie opiekując się swoimi chucksami(kurczakami). Mój wujek u którego mieszkam(syn Jana) zna troszkę polskich słów dlatego bo jego ojciec(Jan) z matką mówili czasem w domu po polsku. Ulubione powiedzonka mojego wujka to: "nie mam pieniędzy" albo "siedzieć!" :). Mimo tego, że George(wujek) nie ma wyższego wykształcenia to w miejscu mojego pobytu mam małą siłownie, mały basenik (no takie oczko tylko że dla ludzi) oraz dwa samochody. Chyba każda rodzina ma tu minimum dwa samochody, liczba ta może jedynie rosnąć wraz z liczbą potomstwa. Jak dziś oglądałem oferty nieruchomośći to wiele domów miało 3-4 miejsca parkingowe(sic! sic! sic!).

niedziela, 12 lipca 2009

Teledysk z imprezy pozegnalnej!



Teledysk z imprezy pożegnalnej! Przesyłajcie dalej ten oto link. Podobno jak wyślesz go ponad 100 znajomym to na monitorze pojawi Ci się moja sesja do playboya w której wziąłem udział po zmianę płci w 2050r. (byłem wcześniej zahibernowany dlatego w 2050r. moje ciało warte było sesji!).

Ps. Jeszcze go nie widzialem bo mam popsuty internet, ale wszyscy mówią że jest dobry. Sprawdż to!

Cohuna Park, Relacja z wczoraj.


Wczoraj wraz z rodziną wybrałem się do Cohuna Park. Można nazwać to mini zoo. Wszystko prezentuje się dość kameralnie, ale jest bosko! Za 25$ można zrobić sobie zdjęcie z koala'em na rękach (bilet wstępu to 15$AU). Oprócz tego możesz sobie wejść do odgrodzonej części dla kangurów i karmić je popkornem. Niektóre będą pałaszowaća a inne w tym czasie będą sobie słodko spać albo wesoło skakać dookoła. Ich przemieszczanie wygląda strasznie nie naturalnie, niczym z gry komputerowej. Nie mam pojęcia jak mają zbudowane te nóżki, że z taką łatwością się odbijają. Misie koala to najsłodsze stworzenia na świecie, jak zobaczyłem jak jeden zeskakuje ze swojego drzewka i podchodzi do Pani która go karmiła i wyciąga do góry łapki, żeby go wzięła na ręce to oszalałem. Kto wie, może ja w przeciwieństwie do innych ludzi nie wywodzę się z małpy ale z misiów koala i tysiące lat temu moi przodkowie żuli eukaliptus i spali przez 90% dnia :D. Tak czy inaczej miałem szczeście bo trafiłem akurat na pore kiedy misie były głodne i sobie wcinały liście, chodziły podrzewach, droczyły się ze sobą. Udało mi się nawet jednego dotknąć i zrobić z nim zdjęcie <3.
Oprócz kangurów i koala były pelikany, pawie i papugi. Te ostatnie zasługują na większą uwagę. Było kilkanaście papug w osobnych klatkach. Kiedy przechodziłeś obok nich, każda chciała zwrócić na siebie uwagę. W tym celu papugi mówiły do Ciebie "Hello!", "Hello Darling!". a te najbardziej wyrachowane: "Hello Darling, how are you doing". Oprócz tego jak powiedziałeś "dance" niektóre kręciły się do okoła i machały skrzydłami. Jedna papuga przechodziła samą siebie bo wkładała głowe do puszki, mówiła "HELLO!" i waliła głową o klatke. BAJECZNIE! :). Zdjęcia poniżej!

Wieczorem wybrałem się z Mischelle i jej koleżanką do pub'u. W tym mieście nie ma biednych ludzi, no chyba że są to aborygeni, którzy żebrzą o pieniądze na ulicy i wąchają benzyne(tak tak, podobno działa jak narkotyk :D). Knajpa była pełna ludzi, nie było dancefloor'u, ale mimo to był DJ, który grał z vinyli jakieś house'y. Bajecznie x2. Potem przejechałem się z Misch po mieście żeby sprawdzić kilka klubów które znalazłem w internecie, niestety w jednym była impreza na bilety, a w drugim opłata 20$AU. Bardzo często żeby wejść do fajnego klubu trzeba płacić, ale tak jak powiedziała mi kuzynka, dla Australijczyka 30$ za wejście to nic. (70zł).
Zastanawiam się też dlaczego najniższa pensja wynosi tu 15$AU za godzine i piwo w kanjpie kosztuje 8AU$, a w polsce najniższa stawka to 5zł/h i piwo kosztuje 6-10zł.

Jeżeli już mówie o pieniądzach to kilka dni temu byłem w centrum handlowym z samymi outletami gdzie mogłeś kupić np. wszystko modele jeansów Levi's za 70$AU, koszule za 20$AU, T shirty quiksilvera za 20AU$, albo japonki za 9AU$. Nawet po przeliczeniu na polskie złotówki jest to mało, a zarabiasz kilka razy więcej. Dlatego nie rozumiem tu ludzi którzy są żle ubrani :D.
Z drugiej strony tutaj zawsze w pracy wszyscy zasuwają. Nie ma czegoś takiego, że np. połowe czasu będziesz sobie siedział schowany na zapleczu, albo w toalecie. Każdy tu zapieprza. Takie mało-polskie to. Nie ma siedzenia na nocnej zmianie w Carrefourze za 6zł na godzine i nic nie robienie!

Ps. Troche zdjęć poniżej, a reszta na photobucket'cie tutaj.





czwartek, 9 lipca 2009

Golf

Czas mija, oczywiście dalej szukam jakieś fajnej pracy. Za tydzień mam orientation day na Collegu i mam nadzieję, że wreszcie poznam jakiśch ludzi. Kilka dni temu Wujek zabrał mnie na pole golfowe. W przeciwieństwie do polski przed wejściem nie stoją same BMW ani Mercedesy(tutaj te samochody są uważane za naprawdę wyższej klasy. Większość ludzi ma Mazdy, KIA, Holden'y, Hyundai'e, Hondy). Za 10$ dostałem 60 piłeczek(kije miałem wujka więc nie musiałem wypożyczać) i przez ponad godzine na stanowisku treningowym przy maszynie która wypluwała mi piłeczki ćwiczyłem uderzenia. Już wiem, że kiedyś będę grał w golfa. Świetna zabawa. Wcześniej myślałem, że jest to sport dla starych dziadków, taki leniwy dla kogoś kto lubi spacerować. Tymczasem na następny dzień miałem zakwasy :D. Zdjęć niestety nie mam, ale za tydzień może znowu się wybiorę i postaram się wziąść aparat.

Wczoraj byłem w jednym z największych centrum handlowych w Perth. Jest ono całkiem niedaleko odemnie więc zostawiłem tam kilka CV, między innymi w wielkiem sklepie ze sneakersami czy surf shopie ^^.

Pogoda zmienna jest, raz pada, raz wychodzi słońce i tak w koło. Trudno coś zaplanować. Czekam z rodziną na jakiś lepszy dzień żeby wybrać się poza miasto i zobaczyć kangury oraz misie koala(oł je).

Byle do 16stego!

wtorek, 7 lipca 2009

Cover




Made by Wodziu.

Job Seeker

Szukam pracy tu i tam i tak mi lecą dni. Znów bolą mnie nóżki. W niedziele byłem w Kings Park - największym parku w Perth. Masa zieleni, latających papug, fontann oraz piknikujących ludzi. Znajduję się on kilkanaście minut od centrum dlatego jest jeszcze bardziej imponujący. Po obiedzie poszedłem na chips and fish czyli tradycyjną rybkę z frytkami. Jadło się ją rękami jak hamburgera, a sos (winegre?) był w pojemniczku jak płyn do szyb i psikało sie takim o sprayem :D. Zabawne. Możliwe że jest też tak w polsce, nie wiem!
Po Rybce poszedłem do wielkiego Aquarium i za 20$ chodziłem sobie tunelami po dużym basenie a obok mnie pływały rekiny, wielkie żółwie i kolorwe rybki. Jarałem się i dalej się tym jaram. Oprócz tego masa innych morskich stworzonek charakterystycznych dla Australi w małych akwariach. Jako rarytasik na sam koniec był mały basenik ze zwięrzątkami( jakąś płaszczką i innymi dziwnymi, bliżej nie określonymi) które można było dotknąć, obowiązywał tylko bezwzględny zakać ściskania, wyciągania, rzucania itd. Mały chłopczyk(słodki blondynek) pod nieobecność mamy chciał wskoczyć. Ouu je :)

Poniżej zamieszczam zdjęcia.

Ciekawostka: W Australi jest dużo azjatyckich gangów. Wożą się dobrymi furami na obskurnych felgach. Rok temu mój wujek miał u siebie studenta, japończyka. Ten japończyk oprócz tego, że tak jak większość japończyków miał dużo pieniędzy to miał także dziewczyne. Tą dziewczyne podrywał mu wlaśnie ktoś z gangu i ustawili się w nocy na jakąś bitwe. Do bitwy nie doszło, a po jakimś czasie azjata z gangu został odesłany do domu w Azji, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Ps. Od jaiegoś czasu zainstalowałem licznik na stronie. Możecie propagować bloga będzie mi się chciało cześciej pisać. Wiecie, kiedyś go wydam zarobie ciężki hajs i kupie wam po samochodzie.





Czarny Łabędź(aka Black Swan) Tylko w Perth ( podobno, a bynajmniej powinien!)

niedziela, 5 lipca 2009

sobota, 4 lipca 2009

Na samotne wieczory



Wow, wow, wow.





Dziś zobaczyłem miasto z nieco innej strony. Przeszedłem się na piwko z kuzynostwem i jestem pozytywnie zaskoczony. Perth jest pełne klubów w których czeka się po 2h w kolejce żeby wejść, każda knajpa jest pełna, a po ulicach biegają ludzie bez podkoszulków(w nocy jest 10 i mniej stopni). W przyszłym tygodniu widzę się z jakimś DJ'em, więc jest jakieś światełko w tunelu.

W nocy jest jeszcze więcej dobrych samochodów niż w dzień. Masa czarnych ciężarówek na obskurnych wielkich srebrnych felgach.

Wczoraj rozniosłem 18 CV po sklepach muzycznych i odzieżowych oraz po hotelach. Może ktoś odpowie. Mam jeszcze trochę czasu(mogę zacząć pracę dopiero od 16stego lipca) więc chce znależć coś lepszego niż praca w MCDonaldzie czy KFC. Ogólnie to smigałem po centrum przez 6 godzin non stop i nóżki już pod koniec zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.

West Coast Eagles przegrali dziś na wyjeżdzie z ostatnią drużyną w tabeli... ogłaszam żałobe. Może to dlatego że właściciel drużyny przeciwnej zachorował na raka i mieli lepszą motywacje bo chcieli dla niego wygrać. Tak to na pewno to.

Mileno: tak mam mały basen, ale raczej nazwał bym to oczkiem wodnym dla ludzi gdyż jest malutki. Wszyscy tu mieszkają w parterowych domkach z basenem, ogrodkiem i garażem, w którym są dwa samochody. Ew. Ci najbogatsi mają domy kilku piętrowe w ekskluzywniejszych dzielnicach i posiadają mercedesa albo BMW. Najbardziej popularne marki tutaj to Mazda, Hyundai, Toyota, Holden(nasz opel tylko z innym logo). Australijczycy ogólnie są leniwi, mało który nastolatek pracuje, raczej ciągną kase od rodziców. Po uniwersytecie i tak zarabiają tyle że na emeryturze zwiedzają cały świat z nudów. To lepsza strona Australi, wydaje mi się że narazie poznałem tylko tą. Niedługo przyjedzie czas na tą gorszą która z pewnością jest. :)


Ps. Kierowcy są tutaj szaleńcami, tzn. łatwo ich zdenerwować. Wpadają w "road rage" czy jakoś tak i wychodzą z samochodów i zaczynają się bić, rozbiają komóś szyby - tylko daltego bo zajedziesz im droge itd. Nie byłem świadkiem, ale opowiadała mi to kuzynka. Podobno można często o tym przeczytać w gazecie. Są nawet przypadki że ktoś kogoś zaczął bić i niechcaćy jakimś zbyt mocnym uderzeniem doprawdził do śmierci :D.


Nasz kochany Opel. Piorun(?) zastąpiony został lwem. Wyobraźcie sobie Astre z takim logo ^^. Fu!

czwartek, 2 lipca 2009

Cytryny, banany, plaża



Dziś zacząłem szukać pracy. Zaatakowałem najpierw strony internetowe, ale także odwiedziłem kasyno. W nocy składałem drugi mix i jak Wodzio zrobi mi okładke to pewnie poroznosze płytki po klubach. Jutro atakuje miasto w celu dalszych poszukiwań. Jak ktoś chce może sobie sprawdzić mojego soundcloud'a.

Moje okno w pokoju prowadzi do ogrodu w którym zamiast pomidorów rosną cytryny i banany. Zdjęcia poniżej :).


Plaża


Niedojrzałe banany



Cytrynki

środa, 1 lipca 2009

Kind People



Pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy po krótkim pobycie w Australii to życzliwość ludzi. Miałem okazję już jej doświadczyć. Spacerujać sobie kilka dni temu po centrum i odwiedzając sklepy, pierwsze co słyszy się po wejściu to "hello, how are you doin'". Nikt nie robi tego z przymusu i przez zaciśnięte zęby, tylko tak "po prostu, po ludzku". Z jakiej informacji nie korzystałem, czy na collage'u czy turystycznej w mieście, Pani odpowiadała z uśmiechem na ustach i to ona zaczyna rozmowę i pyta czy może pomóc. Tak jest zawsze. Wracając przedwczoraj z miasta metrem(a raczej metropociągiem) okazało się że kupiłem zły bilet, zamiast za 3.50$ na 2 strefy kupiłem za 2.50$ na 1dną. Po wyjściu ze stacji zazwyczaj jest Pan kontrolujący bilety i powiedział mi że mam zły. W polsce do obowiązku takiego człowieka należy w lepienie kary. W Australii ochroniarz/strażnik/kontroler(trudno nazwać) zapytał się mnie dlaczego mam taki bilet, powiedział że powiniem mieć inny po czym zapytał się z kąd jestem, zaprowadził do automatu z biletami wytłumaczył dlaczego musze mieć bilet taki, a nie inny, zapytał czy jestem studentem i powiedział kiedy moge korzystać ze zniżek po czym dał mi broszure dla studentów którą mogę w przyszłości(tzn. za 2tyg jak zaczne semestr) wypełnić. Na koniec oczywiście życzył miłego dnia :).

This is how they do.

Nie mam dziś siły pisać, byłem na plaży dotykałem wode. Morze się nie rozstąpiło, ale byli serferzy. Zdjęcia wrzuce jak prześle mi wujek czyli pewnie jutro, póki co wrzucam jeszcze stare z pierwszego dnia :).

Ps. Mam nadzięję, że maturka wam poszła!