poniedziałek, 7 września 2009

Tiru tiru , piku piku



Dziś mam dobry humor. Wstałem o 10, posprzątałem, poćwiczyłem na siłowni, zjadłem kromke z Vegimite i masłem orzechowym. Swoją drogą uzależniłem się od vegamite. Oryginalna wersja jest nie dobra i w ogóle mi nie smakuje, nawet nie mogę jej powąchać zaś nowa która jest more cheesy' smakuje jak serki topione czyli to co jadłem na okrągło w Polsce a tu tego nie mam. Na pewno przywiozę trochę słoiczków do Krakowa i będę wcinał na gastro.

Rano pogadałem też z Jarkiem z Sydney który jest mr. Help with Visa. Dobrzy ludzie są na świecie(I to Polacy!)

Co do Polaków w niedzielę widziałem się z jednym ale biedaczysko zagubione w życiu. Chłopak 29 lat, po studiach podyplomowych(Stosunki międzynarodowe i integracja europejska) przyjechał do Australii żeby podszkolić angielski bo jest na poziomie intermediate. Narzekał, że nie mógł w Polsce znaleźć dobrej pracy.
Po pierwsze primo, jak studiując takie kierunki można mieć Angielski na poziomie intermediate, jak to możliwe? Czego uczyli go na studiach i czego w liceum?
Po drugie primo chce tu zostać i robić dwu letni kurs kucharza na TAFE. Co jak co ale po studiach podyplomowych zostać kucharzem, to tak słabo. To samo może robić pierwszy lepszy 19 latek.
Po trzecie jest tu 5 miesięcy i nie pracował bo jak mi mówił robił kurs angielskiego i był za bardzo zmęczony żeby pracować. Niewiarygodne, niesamowite.
Tragedia!

Słucham sobie nowej płytki Zombiego, ale chyba za dużo piku piku. Pewnie przesłucham ją jeszcze kilka razy i uznam za najlepszą na świecie. Życie.
Cierpię tutaj z powodu tych ograniczonych transferów i od przygody z rachunkiem na 800AU$ boję się ściągać( mimo tego, że teraz nie korzystam z internetu wujka tylko z jakiejś otwartej sieci. Podejrzewam że jest to darmowy internet z MacDonalda który jest umiejscowiony 15 minut stąd, albo jakiegoś nieogarniętego sąsiada który nie założył hasła). Ta sytuacja strasznie mnie ogranicza, nie dość że słucham mało nowych rzeczy to nie mogę ściągnąć 5 sezonu "Weeds". Pewnie się złamie, przemogę strach i zacznę ściągać, może MacDonald mnie nie zaskarży.

Przypomniałem sobie właśnie sytuację jak kiedyś z Tomaszem byliśmy strasznie, ale to strasznie głodni i o 1 w nocy zrobiliśmy sobie trip na piechotę odemnie z domu do MacDonalda na Bora Komorowskiego. Przez całą drogę kopaliśmy styropian udając że to piłka. W Każdym razie zrobiliśmy królewskie zakupy w skład których wchodziła m.i. Tortilla. Podczas konsumpcji poczułem jednak coś twardego i od razu wiedziałem że nie jest to "lekko za bardzo" przypieczony naleśniczek czy kurczaczek. Okazało się że była to noga jakiejś zabawki z Happy Meala. Zwróciłem nogę do kasy, w bonusie dostałem nową Tortille gratis. Szkoda, że nie jestem prawnikiem to ukruszyłbym sobie zęba i pewnie nie dość że MacDonald sponsorowałby mojego dentystę przez następne 10 lat to jadłbym w nim za darmo do końca życia. Człowiek młody to i głupi co poradzić!

Zaraz trzeba walczyć z dziennikami itd. bo jutro sprawdzian. Staram się trzymać zasady Chwalby, że nie ma się co spinać. Takie m.i było moje postanowienie przed przyjazdem do Australii - zero stresu, zero spinania przyszłością, sprawdzianami i innymi pierdołami. Co ma być to będzię!

Podczas spożywania lanczu(chicken soup!) czytałem sobie gazetę z której dowiedziałem się że pewien 15 latek zginął podczas "wojny na jedzenie" na szkolnej stołówce. Przywalił głową w stół i na następny dzień zmarł w szpitalu. Szkoda chłopaka, szkoda jedzenia które się zmarnowało podczas wojny. Zawsze myślałem, że takie rzeczy to tylko na filmach, a tu proszę nawet życie stracić można!

Tak piszę tego Bloga i łudzę się, że nauczę się pisać i władać poprawną polszczyzną. Ponadto zawsze jest możliwe, że kiedyś ktoś to wyda, albo że ktoś dzięki czytaniu bloga nie wpadnie w depresje i nie popełni samobójstwa czyli uratuje komuś życie. Może będę sławnym pisarzem jak Orłoś i napisze własne "tajemnicze przygody" dla moich dzieci i następne sezony Californication będą na podstawie mojego życia. Wtedy będę zaczynał dzień od szklanki whisky z lodem i papierosa, kupie porsche i nie wiem co jeszcze.
Chyba jednak żadna z tych rzeczy nie jest realna, a zaczynać dzień od papierosa i whisky z lodem może każdy, ale co z tego jak do pracy będzie się śmigać na rowerze?

6 komentarzy:

  1. licze na to że ktoś w końcu wyda Twój blog;D
    hehe ;D pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  2. dziś szedłem z florem do maca przed chwila i mu opowiadałem to o styropianie bo kopalismy kurda jakies pudełko

    OdpowiedzUsuń
  3. chudyś, i ponad to zarośnięty;)

    OdpowiedzUsuń
  4. zapusc wasy opal sie i jedz na kube

    OdpowiedzUsuń